Data dodania: 2014-03-18
Na początku tego roku swój sprzeciw przeciwko dopalaczom wyrazili przedstawiciele Platformy Obywatelskiej, Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Twojego Ruchu. Owa pikieta początkowo przyniosła pozytywny rezultat, ponieważ zaprzestano sprzedaży szkodliwych produktów. Niestety, nie na długo. - Dziś instytucja może zabrać dopalacze, jakie są sprzedawane w tym punkcie, a za pewien czas pod inną nazwą handlową, w innym opakowaniu są one dalej sprzedawane, zagrażając zdrowiu i życiu tym osobom, które je kupują – tłumaczy B. Wojciechowski, radny miejski z ramienia SLD.
Podstawowym problemem jest prawo. Ustawa co prawda przewiduje karę finansową od 20 tysięcy do nawet miliona złotych, jednak są one bardzo słabo egzekwowane. Ponadto procedury związane z karaniem sprzedawców przebiegają powoli. - Dzisiaj wynika z zapisu ustawowego, że kara jest dokuczliwa. Praktyka pokazuje jednak, że są to jedynie wystawione nakazy. Skuteczność państwa w ściąganiu tych kar jest znikoma. Trzeba będzie przewartościować to rozwiązanie prawne tak, aby ta kara była do wykonania natychmiast i była dokuczliwa. Jeżeli zdarzyłoby się to drugi raz to należałoby rozważyć zakazanie prowadzenia działalności w określonym obszarze – proponuje Tadeusz Tomaszewski. - Być może jest to nawet dylemat konstytucyjny, ale w ochronie zdrowia i życia młodych ludzi trzeba podejmować ryzykowne wyzwania – dodaje.
Nie ulega zatem wątpliwości, że konieczna jest zmiana przepisów. Taką potrzebę dostrzegają także w Sejmie. Już wkrótce ustawa o dopalaczach ma zostać znowelizowana. - Zakazanych ma być 86 nowych produktów. Myślę, że rozumiejąc prawo do swobody gospodarczej obywateli i ochronę musimy dać instrument prawny, który pozwoli szybko reagować władzy. To nie może być tak, że trzeba czekać pół roku, czy rok za nowelizacją ustawy, a w tym czasie setki kilogramów niedozwolonych dopalaczy zostało sprzedanych – uważa T. Tomaszewski.
Zdaniem posła SLD w skutecznej walce z tym zjawiskiem mogą pomóc także mieszkańcy: - Państwo to my, wszyscy obywatele. Musimy pamiętać, że monitoring tego, co się dzieje w środowiskach lokalnych powinien w pierwszej kolejności należeć do mieszkańców, tak abyśmy byli pierwszy sygnałem ostrzegawczym, a wątpliwości, jakie się pojawiają przy sprzedaży określonych produktów były przekazywane do sanepidu, czy na policję. To nie jest żadne kablowanie. To jest walka z tymi, którzy próbują rozsiewać śmierć. Z tym nie ma żartów – zaznacza.
Źródło: informacjelokalne.pl