Przedstawiciele Sojuszu Lewicy Demokratycznej w Gnieźnie – poseł Tadeusz Tomaszewski, Robert Andrzejewski i Zdzisław Kujawa – spotkali się dziś z dziennikarzami, by poinformować o rozpoczęciu kampanii przed wrześniowym referendum. – Każda forma zasięgania opinii jest ważna. Ale 6 września nie decydujemy o ważnych dla Polski sprawach. Decydujemy wyłącznie o sporach, które dotyczą polityków. W związku z powyższym wyborcom zostawiamy decyzję, czy pójść na referendum, czy w inny sposób wykorzystać tę niedzielę – mówi poseł Tadeusz Tomaszewski.
Sojusz Lewicy Demokratycznej w powiecie gnieźnieńskim zgłosił już swoich przedstawicieli do komisji wyborczych. Od wczoraj rozpoczął też ogólnopolską akcję kampanijną od hasłem „Stop JOW”.
– To referendum jest następstwem walki politycznej o prezydenturę – mówi poseł Tadeusz Tomaszewski. – Mamy uwarunkowania formalno-prawne, z których wynika, że aby referendum było wiążące musi w nim uczestniczyć ponad pięćdziesiąt procent uprawnionych. Myślę, że nie będzie takiej frekwencji. System wyborczy jest zapisany w konstytucji, więc wprowadzenie JOW wymaga zmiany konstytucji. Ponadto nie są to sprawy najważniejsze dla Polek i Polaków. Sadzę, że są ważniejsze sprawy, o które można by zapytać w referendum. Myślę, że gdyby prezydent Andrzej Duda podjął dziś decyzję o odwołaniu referendum, bardzo wielu z ulgą przyjęłoby tę informację – dodaje.
Poseł przyznaje, że doświadczenia w wyborach do Senatu, które przeprowadzane są w okręgach jednomandatowych, pokazują, że większość mandatów w takim systemie wyborczym przypada dwóm najsilniejszym ugrupowaniom. Podkreśla, że JOW mogą doprowadzić do jeszcze głębszego podziału polski ze względu na preferencje wyborcze na wschód i zachód. – To bardzo niebezpieczne. Gdyby to trwało w dłuższym okresie czasu odzywają się takie podziały regionalne. Nie powinniśmy do tego dopuścić – podkreśla Tadeusz Tomaszewski. Wskazuje przykład wyborów samorządowych w Lubinie, gdzie komitet obecnego prezydenta miasta zdobył pięćdziesiąt pięć proc. głosów w wyborach do rady miasta, a obsadził dziewięćdziesiąt sześć proc. mandatów. Opozycja ma tylko jednego radnego.
– System bazujący na JOW doprowadziłby prawdopodobnie nie tylko do zmonopolizowania układu parlamentarnego z wszystkimi tego konsekwencjami na wiele pokoleń do przodu. Ale doprowadziłby do sytuacji, którą mamy na przykład na Ukrainie. Nad państwem przejęłaby kontrolę tak naprawdę wąska grupa najbardziej zamożnych mieszkańców. Nie jest tajemnicą, że u naszego wschodniego sąsiada nic się wydarzy bez wiedzy, chęci miejscowych oligarchów. Jest wiele krajów, będących na etapie rozwoju, w których wąska grupa obywateli zarabiająca olbrzymie krocie sama wchodzi do systemu władzy, wykorzystując tego typu układ wyborczy, dając sobie w ten sposób bezpieczeństwo wobec wszelkich organów prawa. Wystarczy cofnąć się do lat dziewięćdziesiątych, gdzie mamy chociażby przykład dwóch wielkopolskich senatorów – mówi Robert Andrzejewski. – Jeżeli chcemy oddać władzę magnaterii, to jest to do tego idealne narzędzie. Jeżeli chcemy kraju, w którym niewielka grupa najbardziej zamożnych osób zacznie ustawiać całe prawo pod siebie, nie licząc się z milionami ciężko pracujących ludzi, codziennie przez osiem godzin za płacę minimalną, to jest to dobre rozwiązanie. Ja się z tym nie zgadzam i jestem przeciwko JOW – dodaje.
Działacze lewicy wskazują, że wprowadzenie JOW wiąże się z manipulacją granicami okręgów wyborczych. prowadzi do marginalizacji opozycji oraz powoduje, że znaczna część społeczeństwa nie ma reprezentacji w parlamencie. Zdaniem posła Tadeusza Tomaszewskiego system proporcjonalny jest pod tym względem bardziej sprawiedliwy, ponieważ daje szansę również mniejszym ugrupowaniom i szerszą reprezentację wyborców w Sejmie.
Zdaniem Zdzisława Kujawy, JOW to przede wszystkim zwycięstwo w wyborach osób, które będą miały spore środki finansowe na kampanię wyborczą. Jako przykład działania JOW podaje wyniki wyborów do Senatu. – W takich okręgach jednomandatowych senatorami zostają w znacznej większości osoby, których ugrupowania w danym momencie mają najwyższe notowania. Mówienie o tym, że wygra najlepszy spośród wszystkich jest nie do końca prawdą. Społeczeństwo postrzega tego typu wybory jeszcze cały czas bardzo politycznie i nie sądzę, żeby to się zmieniło w najbliższym czasie. Społeczeństwo nie zna tych ludzi. Jeżeli okręg w przypadku wyborów do Senatu okręg liczy trzysta tys. mieszkańców, to nie kandydat nie jest w stanie dotrzeć do każdego. Mieszkańcy nie znają tego człowieka i nawet nie zadają sobie trudu, żeby go poznać. Po prostu głosują wówczas na ugrupowanie polityczne. Nie głosują na osobę – zaznacza Zdzisław Kujawa. Dodaje, że walka o mandaty rozgrywa się wówczas pomiędzy dwoma najsilniejszymi ugrupowaniami.
Poseł wskazuje również, że pytanie dotyczące finansowania partii politycznych z budżetu jest głęboko nieprecyzyjne. Dodaje, że w parlamencie znajduje się obecnie kilka projektów uchwał dotyczących ograniczenia i pełnej kontroli społecznej finansowania partii. Jego zdaniem kontrola wydatków partyjnych dobrze funkcjonuje. – Brak wsparcia partii politycznych z budżetu państwa oznacza występowanie korupcji politycznej – mówi poseł. Z kolei pytanie o rozstrzyganie sporów podatkowych na rzecz podatnika uważa on za nieaktualne, ponieważ parlament już przyjął stosowną ustawę w tej sprawie.
źródło: www.informacjelokalne.pl